środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 6

ROZDZIAŁ 6: Ślady
*PERSPEKTYWA SAM*
Zaczyna mnie zastanawiać kilka rzeczy. Jedną z nich jest to kto rzucił w Dana tym kolcem i dlaczego. Skąd u nas ten zmiennokształtny mutant. I czemu ostatnio nie widuję Pietra skoro nie ma żadnych misji. Coś jest nie tak. Serio. Chcę to szybko sprawdzić. Ale najpierw muszę mieć kogoś do pomocy. Już nawet wiem kogo wezmę.
- Cześć... - mówię do Dana. Wydaje się taki wykończony.
- Cześć, chciałem cię widzieć i coś omówić. Czy ty... też widzisz, że coś jest nie tak? - poczułam się jakby czytał mi w myślach. Może tak jest. Nie wiem.
- Właśnie miałam ci to opowiedzieć, w ogóle skąd ten kolec skoro Sentinele ich nie posiadają? W ogóle skąd on jest prawdziwy? I jeszcze Pietro. Nie ma go cały czas, a przecież nie ma już żadnych misji i chyba ta dziewczyna Rouge też nie wróciła.
- Racja, ktoś musi to zbadać. - powiedział lekko przyciszonym głosem i zakaszlał.
- Wiem. Ale niestety reszta nie uwierzy. Musimy sami to sprawdzić. Choć pewnie Logan coś zauważył. Na pewno.
 Zastanowił się i kiwnął głową. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich pokazał się Wolverine.
- Czy ty... nas podsłuchiwałeś? - spytał Dan mierząc Wolverine`a wzrokiem.
- Jeśli stanie za ścianą i słuchanie co mówicie bo nie ma nic ciekawszego do roboty nazywa się podsłuchiwaniem w XXI w. to tak, podsłuchiwałem was. - odpowiedział patrząc prosto na mnie.
- Logan, to nie czas na żarty, tutaj naprawdę coś się dzieje. - powiedziałam.
- Wiem, zauważyłem, jak powiedziałem to Scottowi to powiedział, że jestem stary i mam zwidy.
Myślałam, że Logana każdy słucha. Przecież jest najbliższy Xavierowi, wpadał w nie jedne bagno gdzie to on miał rację i przecież nie jest jeszcze aż tak stary. Choć podobno urodził się dwa wieki temu. Ale i tak. On się zna najlepiej zaraz po Xavierze.
- Ale jak to? Dlaczego ci nie uwierzył? - spytał zrezygnowany Dan.
- Sam nie wiem, ale jak widać trzeba zebrać własną drużynę.
Własna drużyna. Nasza własna drużyna. Kilka razy już słyszałam jak X-Meni ratują świat i w ogóle, ale nie myślałam, że sama tak szybko będę w jakieś drużynie. I to jeszcze jakbym to ja zapoczątkowała. Bo w sumie odkąd się pojawiłam dzieją się podobno dziwne rzeczy. Już to sobie wyobrażam. Nasze misje. Jak walczymy z Weapon X, Bractwem Mutantów, albo i samym Thanosem u boku Avengers. A na samym czele jakiś najwspanialszy mutant, który wie co i jak, poprowadzi drużynę do zwycięstwa i zawsze będzie nam pomagał i nigdy się nie podda. To byłoby wspaniałe. Po prostu idealne. Ale tak szybko to wszystko się nie stanie. Najpierw trzeba rozwiązać tą sprawę.
Nagle ściana obok wali się na nas, słyszę krzyki. Ktoś nas atakuje. Tylko, że kto?
- Wolverine! Storm! Jean! Ktokolwiek! Pomocy! - to chyba Camil. O Boże. Camil. Coś mu się stało. Bez namysłu wybiegam z sali, nie oglądam się czy Logan biegnie za mną czy został z Danem. Po drodze widzę, że uczniowie są napastowani, a już wyszkoleni X-Meni im pomagają. Nie mam czasu.
- Camil! Gdzie jesteś!? - wrzeszczę i oglądam się na wszystkie strony. W końcu go zauważam. Pod stertą tynku i gruzu. Boże. Co się tu dzieje?!
- Jezu, Camil. O Boże, kto to zrobił, co się stało? - jestem roztrzęsiona. Niedawno przyjechałam, a już są ataki na szkołę. Camil nic nie może powiedzieć, dusi się tynkiem. Zaczynam go odkopywać z tego gruzu, wyciągam i biegnę z nim z powrotem do Dana. Nie zostawię go samego. Choć w sumie nie jest sam. Ale i to go nie zostawię.
Akurat go spotykam po drodze. Wolverine pcha go na wózku. Biegniemy we czwórkę w stronę wyjścia. Jest nas za mało by pokonać napastnika poza tym jesteśmy tylko uczniami, a nauczycieli jest mniej. Nie dalibyśmy im rady. Wybiegamy z budynku prosto do lasu. Oglądam się za siebie. Cała szkoła stoi w płomieniach, mutanci są atakowani, niektórzy są podpalani, próbują walczyć. W oczach zbierają mi się łzy. Nie wytrzymuję i jakieś 4 metry dalej upadam i wybucham płaczem. Chłopacy nic nie mówią tylko patrzą się na szkołę.
- Dlaczego do cholery?! Co takiego jest w nas, że większość nas nienawidzi!? - wrzeszczę na całe gardło. Mam dość. Gdzie tylko trafiałam zawsze mutanci dostawali po łbie. Tym razem głowy są ścinane.
- Nie krzycz tak - powiedział Wolverine. - Musimy poszukać Xaviera i reszty nauczycieli, to najważniejsze. Potem musimy posprawdzać o co chodzi z tym zamachem i...
- Nie - odezwał się Dan. - Nie będziemy nikogo szukać, niczego sprawdzać ani nikogo atakować. Prawie mnie zabito na treningu i nikt nie zareagował! Co z tego, że jestem nowy, ale czy w tej szkole nie chodziło o to by zapewnić mutantom schronienie? Jak widać nie jest tu idealnie jak mówili. - zrobił pauzę. Trochę się zmęczył bo dyszy.
- Nic już nie mów, wiemy o co ci chodzi, tylko się zmęczysz - mówię zanim on zaczyna znowu.
Siedzimy przez chwilę w ciszy. Po chwili pojawia się Severus tylko, że jest... cały niebiesko-granatowy i jego skóra przypomina łuski. Za nim idzie chyba Luke.
- Severus, co ci się stało? - pytam.
- Tak normalnie wyglądam, nigdy nie widziałaś zmiennokształtnego mutanta? - widać, że jest zirytowany.
- Nie, nie widziałam bo zamiast ugananiem się za innymi mutantami skupiałam się na przetrwaniu - warknęłam do niego. Zdenerwował mnie.
- Przetrwanie... takich jak ja przetrwanie też obchodzi, a ty...
- Zamknijcie się oboje albo wystawię was jak na tacy tamtym w szkole - syknął Wolverine i pokazał, że mamy iść.

                             ******
Zapadła już noc. Jestem strasznie zmęczona, ale pewnie nie doszliśmy nawet do połowy lasu. W ogóle gdzie my idziemy?
- Wolverine... - zaczęłam.
- Nie teraz Samanta, lepiej zróbmy sobie postój na noc. Ja wezmę pierwszą wartę. Śpij.
Nie musiał mi więcej powtarzać. Wygodnie się ułożyłam pod najbliższym drzewem jak reszta i zasnęłam w sekundę.
                            ******
- Samanta - zbudził mnie łagodny głos Dana. - Samanta, obudź się, szybko - popatrzyłam na niego w pół śnie. - Muszę ci coś pokazać - oznajmił i się uśmiechnął. Wstałam, a on zaczął biec więc pobiegłam za nim.
- Dan! - szepnęłam trochę za głośno - Dan, zaczekaj! - nie nadążałam za nim, a to on był ranny. W końcu stanął. - Co takiego chciałeś mi pokazać? - spytałam. Położył palec na usta i wskazał na dziurę lśniącą jakimś dziwnym blaskiem. Tam coś jest. - Co to takiego? - pytam.
- To smocze jajo. Znaczy tak mi się zdaje. W sumie smoki widziałem tylko na jednej planecie gdy Fury zabierał mnie na trening i jajo było bardzo podobne... - uśmiechnął się wpatrując błogo w dziwny okaz.
Zastanowiłam się przez chwilę. Skoro Dan widział już to jajo na jakieś planecie to może ktoś z niej nas zaatakował.
- Co to była za planeta? - spytałam.
- Nie pamiętam. Dawno tam byłem... - odpowiedział patrząc na mnie.
- Ale pomyśl, skoro jest tutaj jajo podobne do tego z jakieś tam planety, na której byłeś to może dowiedzieli się o mutantach i nas zaatakowali - nie chciałam czekać by mu to powiedzieć, musiał wiedzieć.
- Możesz mieć rację. Musimy powiedzieć reszcie - odpowiedział i zaczęliśmy iść w stronę obozowiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz